Licznik odwiedzin

poniedziałek, 28 grudnia 2020

"Saturnin" Jakub Małecki

 



Puk puk! Witajcie po świątecznym obżarstwie! Zapewne dla większości z Was tak właśnie te Święta wyglądały ;) Dostaliście jakieś książki pod choinkę? Pochwalcie się dla kogo Mikołaj był łaskawy?! :) Dzisiaj zdecydowałam się zachęcić Was do przeczytania „Saturnina”. To prezent, który otrzymałam na Mikołajki i już dawno lektura za mną.



Ach ten Małecki! Skradł moje serce już jakiś czas temu. Myślałam, że po lekturze „Horyzontu” czy „Nikt nie idzie” poznałam już wszystkie odcienie Małeckiego. Jak bardzo się myliłam! Nie wiem skąd autor czerpie pomysły do swoich książek. „Saturnin” należy do tej grupy książek, której nie należy przeoczyć, a nawet nie wolno i już! ;)



Głównym bohaterem powieści jest Satek i jego dziadek. Dziadek, który nagle znika. Dorosły już wnuk wraca do swojego rodzinnego domu, żeby wspólnie z matką odnaleźć dziadka. Nic nie jest tu proste i łatwe. Zaginięcie najstarszego z rodu Markiewiczów pozwala poznać Satkowi przeszłość dziadka i jego rodziny.



Małecki znowu nie zawodzi. Pisze z pozoru o prostych sprawach w bardzo intymny, emocjonalny i uczuciowy sposób. Porównania, które stosuje są nieoczywiste i jednocześnie tak trafne, że po chwili zadumy stwierdzam, że inne by nie pasowały. Niezliczoną ilość razy zastanawiałam się jak autor to robi? Po każdej kolejnej przeczytanej książce sądzę, że już lepszej nie będzie. I wtedy bum! Jest „Saturnin”.



Jakub Małecki to jeden z najbardziej ciekawych i oryginalnych pisarzy współczesnego pokolenia. Każda jego książka, którą przeczytałam wprawia mnie w zachwyt, zadumę i refleksję. Co najbardziej mówi o wartości książki? To, że kiedy odwrócimy już ostatnią stronę, żałujemy, że to koniec i gotowi jesteśmy czytać od początku. Taki jest „Saturnin”. Pozwólcie aby i Was oczarował :-)



Wasza Aleksandra


piątek, 18 grudnia 2020

"Prosta sprawa" Wojciech Chmielarz

 



Witajcie na Czytadłach w ten gorący przedświąteczny czas :-) Jeśli jeszcze szukacie pomysłu na prezent, bo pomimo wszystko nadal Wam brakuje interesującej książkowej perełki, to służę pomocą. Jest i ona! „Prosta sprawa”, która tak mnie zaskoczyła, że jeszcze zbieram przysłowiową szczękę z podłogi.



Wojciech Chmielarz to pisarz, po którego książki sięgam z przyjemnością. Wiem już czego można się spodziewać biorąc jego kolejną książkę w rękę! Ale! Właśnie! W „Prostej sprawie” wydarzyło się coś nieoczekiwanego. To gangsterska powieść na miarę naszych czasów. Taki westernowy klimat z gatunku: pojawił się facet, walczy z całym złem tego świata i zawsze pojawia się wszędzie w odpowiednim momencie. Taki bohater, któremu wszystko się udaje. Przynajmniej powinno ;)



Jednym z głównych bohaterów jest Prosty, który nagle znika, pozostawiając po sobie zdemolowane mieszkanie. Nic w tym dziwnego skoro szukają go gangsterzy. Na odnalezieniu Prostego zależy też jego przyjacielowi, który chce spłacić swój dawno zaciągnięty dług. Prosty ma swoją tajemnicę...o której dowiecie się sięgając po gangsterski kryminał ;)



Wojciech Chmielarz nie miał pojęcia, że jego „Prosta sprawa” zyska taki rozgłos i popularność. W ogóle nie sądził, że zostanie wydana. Pisał ją w trakcie lockdownu, fragmenty publikował w odcinkach na swoim profilu. W końcu powieść ukazała się drukiem w poprawionej i rozszerzonej wersji.


Mogę Was zapewnić, że „Prostą sprawę” czyta się szybko, lekko i przyjemnie. Do tego trzyma w napięciu i jest zupełnie inna od poprzednich powieści autora. Zainteresuje każdego bez względu na płeć. Dlatego jest to bardzo dobry upominek pod choinkę dla mężczyzny jak i kobiety.


Sama muszę przyznać, że Chmielarz mnie zaskoczył. Szybkie zwroty akcji, spora liczba bohaterów, dynamiczna akcja. Naprawdę kawał dobrej literatury. Polecam nie tylko pod choinkę ;)



Wasza Aleksandra


piątek, 11 grudnia 2020

"Zdarzyło się nad jeziorem Mystic" Kristin Hannah

 


    Witajcie :) Dziś kolejna powieść Kristin Hannah. Czy tak samo zachwyca? To już musicie sprawdzić sami ;) Nie dorównuje „Słowikowi”, ale warto ją przeczytać z kilku powodów. Postaram się Wam opisać tę historię tak, żebyście nabrali chęci na jej poznanie. Ja się nie zawiodłam pomimo kilku uwag, które wobec tej powieści oczywiście mam i na pewno o nich Wam napiszę, ale o tym za chwilę. Najpierw plusy ;)



    Kristin Hannah jak to zazwyczaj bywa, ponownie zachwyca swoim emocjonalnym i czułym pisaniem. Potrafi bardzo prostym i nadzwyczaj trafnym językiem opisać trudne sytuacje życiowe z którymi niejednokrotnie musimy się mierzyć w dorosłym życiu. Autorka opisuje fikcję, która jednak może być udziałem każdego z nas dlatego tak łatwo jest mi wczuć się w bohaterów książek autorki.



    „Zdarzyło się nad jeziorem Mystic” to historia Annie Colwater, która zrozpaczona, po zdradzie i odrzuceniu przez męża, wraca do swoich rodzinnych stron – miasteczka Mystic, w którym się wychowała. W Mystic nie pozostaje sama. Cały czas mieścinę zamieszkuje dawny przyjaciel, do którego Annie z każdym dniem coraz bardziej się zbliża. Wspólnie z córką Nicka, który liże rany po przedwczesnej śmierci swojej żony, próbują od nowa poskładać swój świat. Czy im się to uda? Czy dwoje ludzi skrzywdzonych przez życie będzie potrafiło i chciało podjąć jeszcze jedną próbę walki o uczucie?



    Kristin Hannah po raz kolejny mnie wzruszyła i za to jestem jej ogromnie wdzięczna. Tym bardziej, że należę do grupy czytelników, których trudno poruszyć. Nie płaczę nad książkami. W zasadzie nigdy. Jednak czytając „Zdarzyło się nad jeziorem Mystic” byłam wzruszona. Nie jest to typowy romans. Osobiście uważam, że w ogóle nie jest to romans, ale zapewne część z Was by się ze mną nie zgodziła;) Nie napiszę więcej o fabule, bo nie zamierzam spojlerować. Napiszę tylko, że warto tej książce dać szansę pomimo tego, że czasami miałam wrażenie, iż fabuła stanęła w miejscu i nic więcej się nie wydarzy. Byłam w błędzie, bo wydarzyło się sporo, ale żebyście wiedzieli co mam na myśli musicie sięgnąć po „Zdarzyło się nad jeziorem Mystic”. Zachęcam Was do tego z całego serca ! :-)



Wasza Aleksandra



piątek, 4 grudnia 2020

"Rana" Wojciech Chmielarz

 



    Dzień dobry :) Dzisiaj „Rana”, o której być może już sporo słyszeliście. Jeśli nie to warto sięgnąć po tę pozycję. Wojciech Chmielarz to pisarz, który nigdy mnie nie zawiódł. To moje trzecie spotkanie z autorem. Na blogu znajdziecie wpisy o „Żmijowisku” i „Wyrwie”. „Rana” jest historią, która w zestawieniu z tytułami, o których wspominam wyżej wypada w moim odczuciu najsłabiej, jednak nadal jest to książka, którą warto polecić i przeczytać.



    Jak najprościej opisać „Ranę”? Łatwo nie będzie, ale najkrócej ujmując jest to historia szkolna. Większość fabuły rozgrywa się w murach szkolnych, ale... to coś więcej niż tylko powieść o szkole i problemach z nią związanych.



    Ekskluzywna prywatna szkoła na warszawskim Mokotowie. To tutaj wszystko się zaczyna. Marysia, uczennica tejże szkoły ginie pod kołami pociągu. Nikt nie wie co się stało. Zagadkę próbuje rozwikłać Elżbieta – nauczycielka dziewczyny, która wkrótce sama ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Jedynymi osobami, które cokolwiek widziały są nieprzystosowany społecznie chłopak - Gniewomir i Klementyna - nowa nauczycielka.



    „Rana” to książka o ludziach, którzy w swoim dotychczasowym życiu zaznali wielu cierpień. To powieść, która ciekawi, fascynuje i jednocześnie przeraża, kiedy uświadamiamy sobie, że niektóre rany nigdy się nie zabliźnią. Można z nimi żyć, ale nigdy się o nich nie zapomina. Powieść Chmielarza rani do żywego, wstrząsa i pozostawia nas z pytaniami, na które nie da się konkretnie odpowiedzieć. Świat w końcu nie jest tylko czarno - biały. Ma również różne odcienie szarości…



    Jestem przekonana, że „Rana” to doskonały pomysł na Mikołajkowy upominek. Bardzo lubię thrillery psychologiczne z wątkiem kryminalnym dlatego jeśli poszukujecie właśnie takiego gatunku, na pewno się nie rozczarujecie.



Pięknego weekendu :)



Wasza Aleksandra





wtorek, 24 listopada 2020

"Lśnienie" Stephen King

 



Witajcie :-) Co powiecie na wieczór z Kingiem? Dziś propozycja dla miłośników horrorów. Można rzec, że to klasyka Kinga, którą powinno się poznać.


„Lśnienie” to moje kolejne spotkanie z Kingiem. Po chwili zastanowienia mogę stwierdzić, że udane, choć denerwował mnie King tutaj kilkukrotnie, ale o tym za chwilę ;)


Jack Torrance, były nauczyciel, otrzymuje pracę dozorcy w opuszczonym na okres zimowy górskim hotelu. Przenosi się tam wspólnie z żoną i pięcioletnim synem Dannym. Pewnego dnia burze śnieżne odcinają od świata rodzinę Torrance’ów. Właśnie wtedy Danny odkrywa, że hotel jest nawiedzony, a duchy powoli doprowadzają jego ojca do obłędu. Sytuacja staje się coraz bardziej niebezpieczna…


King stworzył rewelacyjne dzieło pod względem napięcia. Czuje się ten narastający niepokój i strach. Autor potrafi w doskonały sposób wprowadzić czytelnika w nastrój grozy. Na początku robi to bardzo subtelnie i delikatnie. To według mnie mistrz gradacji napięcia. Tego odmówić mu absolutnie nie wolno.


Muszę jednak stwierdzić, że „Lśnienie” oprócz momentów genialnych miało także fragmenty, które mi się dłużyły i podczas czytania których miałam ochotę rzucić książkę w kąt. „King co Ty odwaliłeś?!” - niejednokrotnie łapałam się za głowę. Jednak za każdym razem, kiedy odkładałam książkę, zastanawiałam się co będzie dalej! I to powodowało kontynuację mojego dalszego spotkania z rodziną Torrance’ów.


Zastanawiałam się wiele razy skąd King czerpie pomysły na swoje książki. Za każdym razem fabuła jest bardzo interesująca i wciągająca. Pomimo „dłużyzn”, które w zasadzie są bardzo charakterystyczne dla Kinga. To taki jego znak rozpoznawczy ;)


„Lśnienie” nie należy wprawdzie do moich ulubionych książek Stephena Kinga, ale na pewno warto poświęcić swój czas tej lekturze. Tylko zastanówcie się dwa razy zanim zaczniecie czytać w nocy ! ;)


Zaczytanego wieczoru! :-)


Wasza Aleksandra




wtorek, 10 listopada 2020

"Narzeczona z getta" Sabina Waszut

 


Witajcie na Czytadłach :) W ten ponury, szary i przygnębiający dzień przybywam do Was z nową propozycją. Dotyka ona tematu trudnego, ale historia jednocześnie opisana jest w tak interesujący sposób, że nie dałam rady przejść obok niej obojętnie. Na swoim blogu już kiedyś, przy okazji polecania Wam książki z tzw. literatury obozowej wspominałam, że nie lubię fikcyjnych historii o wojnie. Sam temat wojny jest tak trudny, że uważam, iż nie ma sensu podkręcać emocji jeszcze bardziej. Wystarczą fakty. Teraz, kolokwialnie rzecz ujmując, posypuję głowę popiołem. Myliłam się. Przynajmniej jeśli chodzi o „Narzeczoną z getta”.



Autorka w posłowiu wspomina, że chociaż jej bohaterowie i niektóre wydarzenia opisane w książce są fikcyjne, to cała konstrukcja zbudowana jest na fundamentach prawdziwych miejsc i wydarzeń.



Historia zaczyna się od młodego małżeństwa, które dostaje starą przedwojenną szafę. Stary mebel intryguje kobietę do tego stopnia, że zaczyna szukać pierwszych właścicieli szafy. Dowiaduje się, że szafa należała do rodziny żydowskiej. Dalsze poszukiwania doprowadzają kobietę do Mikołaja, pasjonata historii i opiekuna żydowskiego cmentarza. To on pomoże Basi odkryć historię Sary, Żydówki zakochanej w goju-synu miejscowego szklarza. Wojna, która wybucha rozdziela zakochanych – Jan zostaje powołany do wojska, a Sara i jej rodzina przeżywają koszmar holocaustu. Więcej nie zdradzę. To tylko początek i mały kawałek tej niesamowitej historii, która niesie ogromną dawkę bólu, strachu i smutku, ale jednocześnie radości i niekończącej się nadziei.



Wspomnę Wam jeszcze, że fabuła dzieje się w dwóch przestrzeniach czasowych: w latach wojennych i współczesnych. Sporo dowiadujemy się także o Barbarze, która poznając losy Żydówki, sama rozprawia się ze swoimi demonami przeszłości.



Sabina Waszut stworzyła piękną historię, która pachnie drewnem, ziemią, rzeką...i nadzieją, która nie umiera nigdy! :)



Wasza Aleksandra


P.S. Czy okładka nie jest zachwycająca?! ;) 


poniedziałek, 2 listopada 2020

"Portret nieznanej damy" Vanora Bennett

 



Dobry wieczór :) Dzisiaj kolejny wpis. Niestandardowo w poniedziałek. Na dobry początek tygodnia podczas tych niespokojnych i dziwnych czasów, w których żyjemy...ale nie o tym ten post ;)


Słyszał ktoś z Was o książce „Portret nieznanej damy”? Ja przyznaję bez bicia, nigdy nie słyszałam. Trafiłam na tę pozycję przypadkowo podczas wyprzedaży organizowanej przez bibliotekę w moim mieście. Zapłaciłam za nią całe dwa złote!!! Bardzo marnie wyceniona jak na tak dobrą pozycję! Tak więc skorzystałam :)


„Portret nieznanej damy” to powieść historyczna, w której znajdziemy również połączenie romansu z thrillerem. Powieści historyczne nie należą do moich ulubionych. Najczęściej zwlekam z ich czytaniem, ale ta pozycja jest absolutnie wyjątkowa. Na okładce przeczytamy: „Wielbiciele Dziewczyny z perłą przyjmą tę powieść z zachwytem”. Nie lubię takich porównań, jednak jestem zakochana w „Dziewczynie z perłą” dlatego wzięłam się za „Portret...” Zaczęłam czytać i przepadłam dla świata:) Trudno ubrać w słowa swoje emocje i uczucia, które mi towarzyszyły podczas lektury. Czasami słowa to za mało…;)


Książka opisuje losy słynnego renesansowego malarza Hansa Holbeina. Artysta przybywa do Anglii, by namalować portret rodziny słynnego humanisty, Thomasa More’a. Tam zakochuje się w jednej z jego przybranych córek - Meg...Ona jednak kocha innego...W jej sercu gości dawny nauczyciel John Clement o niesamowitym uroku osobistym i niejasnej przeszłości…


Książka ta to piękna biografia malarza. To fascynująca, pełna prawdziwych postaci i zdarzeń opowieść o miłości, sztuce i polityce…


Fabuła książki wciąga od pierwszej strony. Czytając miałam niesamowite wrażenie cofnięcia się w czasie. Vanora Bennett napisała powieść w sposób tak ciekawy, intrygujący i plastyczny, że wręcz czułam się jakbym żyła w XVI - wiecznej Anglii. Do tego ta okładka! Majstersztyk! :)


„Portret nieznanej damy” polecam wielbicielom powieści historycznych i historii Anglii. Jest to w 100% powieść warta przeczytania. To moje największe zaskoczenie tego roku!:) Niezapomnianych wrażeń!;)



Wasza Aleksandra


sobota, 24 października 2020

"Dżozef" Jakub Małecki

 



Witajcie w sobotę :-) Dziś kolejna powieść znakomitego moim zdaniem, polskiego pisarza Jakuba Małeckiego. Wiem już, że jeśli sięgam po książkę tego autora to będę miała przysłowiową burzę mózgów. Mnóstwo przemyśleń, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych. Musicie wiedzieć drodzy Czytelnicy, że książki Pana Małeckiego do łatwych nie należą. To wymagająca lektura, która momentami wydaje się zabawna ( autor ma specyficzne poczucie humoru ), ale porusza bardzo poważne, mądre i życiowe tematy.


„Dżozef” opowiada losy pacjentów leżących w jednej sali szpitalnej. Grzegorz Bednar, biznesmen Kurz, stary Maruda i Ten Czwarty. Ich wszystkich łączy jeszcze Joseph Conrad. Tak, dokładnie ten o którym właśnie pomyśleliście! ;) Jeden z bohaterów namiętnie czyta wszystkie książki autorstwa Conrada. Obecność Josepha Conrada zmienia tutaj wszystko. Ten Czwarty czyli Stanisław Baryłczak ( wielbiciel Conrada) majacząc skłania Grzegorza do spisania jego opowieści. Opowiada on o małym Stasiu powołującym do życia kozła z drewna, który jest zarówno jego towarzyszem jak i przekleństwem. Opowieść Czwartego jest coraz bardziej niepokojąca i mroczna. Lęk bohaterów potęguje jeszcze fakt, że przestrzeń, w której przebywają zaczyna się kurczyć, znikają korytarze, a z każdym dniem sala szpitalna staje się coraz mniejsza. Jak zakończy się ta historia? Odsyłam Was do mocnej, dobrej, a jednocześnie niepokojącej i intrygującej lektury.


„Dżozef” to lektura niepozbawiona humoru i satyry, z pogranicza realizmu magicznego. Jakub Małecki jak zwykle pokazuje swoją najmocniejszą stronę : wrażliwość językową.


Co do mnie jeszcze przemówiło w tej powieści? Bohaterowie. Różni. Każdy inny, ale każdy z przywarami, wadami i zaletami dzięki czemu widzimy ich jako ludzkich, zwykłych Kowalskich. Takich jak my, z którymi możemy się utożsamiać.


Kończąc, chcę Wam tylko powiedzieć, że Jakub Małecki należy do moich ulubionych pisarzy polskich. Być może już się powtarzam, ale napiszę to jeszcze raz. Każda historia napisana przez Małeckiego porusza mnie do głębi i sprawia, że chcę coraz więcej i więcej takich lektur…


Ściskam Was mocno i życzę samych dobrych lektur.


Zdrowego i spokojnego weekendu :-)



Wasza Aleksandra


czwartek, 8 października 2020

"Żałobnica" Robert Małecki

 



Witajcie! Tym razem znowu Małecki, ale nie dajcie się oszukać, bo to Robert Małecki. W poprzednich wpisach zachwycałam się książkami Jakuba Małeckiego. Dziś nadchodzi Robert! To moje pierwsze spotkanie z tym Małeckim. Z polecenia i całkiem udane. Spodziewałam się czegoś innego i dostałam też coś innego. Jestem zadowolona więc polecam dalej;)



Żałobnica” to thriller, a ja uwielbiam ten gatunek. Jeśli Ty, drogi Czytelniku również, to zachęcam Cię do poznania fabuły tej skomplikowanej, a jednocześnie intrygującej historii.



Tytułowa Żałobnica to piękna kobieta po trzydziestce. Po śmierci męża dziedziczy spory majątek i świetnie prosperujące przedsiębiorstwo. W wypadku traci również pasierbicę. Żałobnica Anna skrywa tajemnicę, która po latach wypływa na wierzch. Ktoś zaczyna manipulować jej życiem wzbudzając strach i przywołując mroczną przeszłość...Kto to taki? Co stało się w przeszłości i jaki wpływ ma to na obecne życie Anny? To i wiele innych pytań mnoży się podczas lektury Roberta Małeckiego.



Akcja toczy się w trzech przestrzeniach czasowych: teraz, wcześniej, dawno temu. Każda z tych przestrzeni jest bardzo ważna i w każdej wydarzyło się coś, co ma wpływ na kolejną przestrzeń. Fabuła i akcja ładnie się zazębia po to, aby ostatecznie rozwiązanie całej historii pozostawiło nas w zdziwieniu i niedowierzaniu.



Atmosfera „Żałobnicy” jest ciężka i przytłaczająca tak jak sama okładka. Nie jest to książka rozrywkowa dlatego jeśli chcecie się rozerwać to nie ta bajka;) „Żałobnica” to powieść, która podkreśla wagę relacji w rodzinie. To, że o relacje trzeba dbać i je pielęgnować. Pokazuje również, że każda tajemnica w końcu ujrzy światło dzienne. Im bardziej staramy się ją trzymać w sekrecie, tym możemy być coraz bardziej pewni, że wszyscy dowiedzą się o niej w najmniej spodziewanym momencie. Bo tajemnice zaskakują, szokują. Czasami, a nawet często ich odkrycie zmienia nasze życie. Nieodwracalnie.



Dlatego bez zbędnych słów. Polecam. Po prostu. Poznajcie Żałobnicę.



Wasza Aleksandra 


czwartek, 1 października 2020

"Prawdziwe kolory" Kristin Hannah

 



Dzień dobry Czytacze! ;) Po powyższym zdjęciu wiecie już, którą historię ostatnio przeczytałam. Kristin Hannah jak zwykle mnie nie zawiodła. Nie wiem jak ona to robi, ale mnie urzeka jej pióro, sposób przekazywania emocji i fabuła. Nie przeczytałam jeszcze jej wszystkich książek, ale już sporo za mną i oczywiście mam swoich ulubieńców, jak i również te książki, które mniej mnie porwały. Jednak bezsprzecznie muszę stwierdzić, że nawet te historie, które uważam, za mniej interesujące i tak wywołały we mnie emocje :)


„Prawdziwe kolory” to historia opowiadająca losy trzech sióstr: Winony, Aurory i Vivi Ann. Różni je wygląd, zainteresowania, sposób życia, ale łączą więzy krwi i ojciec, zawsze chłodny i zdystansowany. O samej fabule nie będę dużo pisać. Nie lubię i nie chcę zdradzać za dużo. Wspomnę tylko, że pojawia się tutaj motyw zbrodni, co może zaskoczyć czytelników.


Kristin Hannah znowu to zrobiła! Spowodowała, że książkę przeczytałam błyskawicznie z wypiekami na twarzy. Konflikt, lojalność, zdrada, a nawet wstrząsająca zbrodnia – to wszystko znajdziecie w tej historii. Znajdziecie też niezachwianą wiarę i nadzieję oraz odkupienie win. Możemy domyślić się, że autorka za najważniejszą wartość uważa miłość i to widać również w tej powieści. Miłość z różnych perspektyw i do różnych osób.


„Prawdziwe kolory” to historia, która nie jest ckliwa ani przesłodzona. Opowiada o trudnym dzieciństwie i jeszcze trudniejszej dorosłości. Wzrusza i nie pozostawia obojętnym. Autorka to według mnie mistrzyni wywoływania emocji. Przeczytajcie i sami oceńcie! ;) Ściskam :)



Wasza Aleksandra


czwartek, 24 września 2020

"Paradoks" Artur Urbanowicz

 



Witajcie ponownie po dłuższej przerwie! :) Dzisiaj przybywam do Was z lekturą, która miała swoją premierę 16 września. To książka pachnąca nowością i oryginalnością z absolutnie każdej strony. Okładka też zasługuje na uwagę, choć już dawno zauważyłam, że jeśli za wydaniem książki stoi wydawnictwo Vesper, to zawsze jestem pod wrażeniem! ;)


To moja druga pozycja autorstwa Artura Urbanowicza. Myślałam, że „Inkub” jest oszałamiający, zwalający z nóg i kolokwialnie ujmując nie do pobicia. Myliłam się! Oczywiście to moja subiektywna opinia i chętnie poznam Waszą ;) Ja „Paradoks” stawiam przed „Inkubem” ( recenzję Inkuba znajdziecie we wcześniejszych wpisach). Dlaczego to tak dobry kawał literatury?


Głównym bohaterem książki jest Maks Okrągły. Wybitny student matematyki, który jest perfekcyjny nie tylko w nauce ( najlepszy student na wydziale ), ale również w codziennym życiu. Maks wykorzystuje swój czas w sposób najbardziej efektywny, zawsze ma wszystko zaplanowane i brak w jego życiu spontaniczności. Jego podejście do życia, jego zachowanie i traktowanie innych z góry nie przysparza mu przyjaciół. Najbardziej jednak gardzi samym sobą wówczas, kiedy popełnia błąd. Czuje z tego powodu potężną złość. Czasem tak silną, że sam sobie zaczyna wymierzać karę poprzez samookaleczanie. Dręczą go tez paranoiczne myśli, ze jest prześladowany przez sobowtóra, który chce go zabić. Co jest prawdą, a co fikcją? Czy perfekcjonizm i dążenie do doskonałości za wszelką cenę przyniesie oczekiwane rezultaty?


Artur Urbanowicz stworzył doskonały thriller psychologiczny. Znajdziemy tutaj także elementy horroru i science-fiction. Cała fabuła jest dopracowana w najdrobniejszych szczegółach. Nie mogę i nie chcę zdradzać wszystkiego. Autor w posłowiu prosi, aby nie pisać o książce za dużo i tu się z nim zgodzę. Uważam, że każdy czytelnik powinien mieć szansę samodzielnie poznać historię, by móc później wydać swoją opinię.


To o czym jeszcze powinniście wiedzieć, to fakt, że postać głównego bohatera jest skonstruowana w sposób absolutnie genialny. Bardzo dobry rys psychologiczny postaci pozwala chociaż w minimalnym stopniu zrozumieć dalsze postępowanie bohatera. Zrozumieć lub przynajmniej nie piętnować...Osobiście nie polubiłam głównego bohatera, bo ciężko go polubić. Jednak po głębszej refleksji zrozumiałam co autor chciał nam jako czytelnikom przekazać.


„Paradoks” to książka z przesłaniem i z morałem. Głęboka i refleksyjna, choć na początku może wydawać się inaczej. Mam nieodparte wrażenie, że to najbardziej osobista książka autora...Proszę, przeczytajcie koniecznie :)


Jeszcze jedno! Kiedy ostatnio czytaliście literaturę dla dorosłych z ilustracjami? Dodam, że nie są to zwykłe rysunki, o których teraz zapewne pomyśleliście;) Ich autorem jest Michał Loranc, któremu należą się ogromne gratulacje! Sami sprawdźcie dlaczego;)



Wasza Aleksandra


piątek, 11 września 2020

"Słowik" Kristin Hannah

 




Dzisiaj nadszedł czas na światowy bestseller. Rzeczywiście jest to opowieść, która zasługuje na miano bestsellera, jak mało która historia. Myślę, że wielu z Was ma tą lekturę już za sobą, a jeśli nie, to czas najwyższy poznać tę historię. To książka z gatunku tych, które trzeba przeczytać! ;)



Nie wiem czy zauważyliście, ale wielu autorów umieszcza swoje historie w czasie wojny. Nie inaczej jest w „Słowiku”. Historia rozgrywa się podczas drugiej wojny światowej. Można by rzec: „o nie! Znowu wojna?! Ile można?”. Można, a nawet trzeba. Szczególnie jeśli autorką książki jest Kristin Hannah. Można być wówczas pewnym, że wyjdzie z tego przepiękna, porywająca historia, od której trudno będzie się oderwać.



Historia opisana w książce to losy dwóch sióstr, Isabelle i Vianne. Dzieli je wszystko. Inny wiek, inne okoliczności, w jakich przyszło im dorastać, inne doświadczenia. Po wkroczeniu armii niemieckiej do Francji obie rozpoczynają swoją walkę o przetrwanie. Buntowniczka Isabelle dołącza do ruchu oporu. Z kolei Vianne opuszczona przez zmobilizowanego męża musi przyjąć do swego domu wroga...Czy uda jej się uratować życie nie tylko własne, ale również dzieci? Historia opisana w książce inspirowana jest życiem bojowniczki ruchu oporu. To opowieść o sile, odwadze i determinacji kobiet. To historia o pragnieniu wolności i o tym, że nadzieja naprawdę umiera ostatnia. W końcu to historia, która pokazuje, że drzemią w nas ogromne pokłady siły, z których często nie zdajemy sobie sprawy.



Słowik” to piękna, porywająca literatura wyzwalająca często smutek, nostalgię i chwilę zadumy. To historia, która daje nadzieję. Przede wszystkim jest to jednak książka o miłości i jej pragnieniu. Pisząc o miłości, mam na myśli wszelkie jej oblicza: miłość do męża/żony, przyjaciółki, dziecka...Jest tu szaleńcza miłość, ale też ta rodząca się powoli czy też zbyt późno okazana.



Bardzo rzadko płaczę czytając książkę. Ta historia jednak złamała moje serce, a później mozolnie i na nowo je posklejała wśród wielu toczących się po policzkach łez...Polecam Wam z całego serca „Słowika”. Wciągnie Was od pierwszych stron. Obiecuję! ;)



Wasza Aleksandra


piątek, 4 września 2020

"Motylek" Katarzyna Puzyńska

 



Witajcie na Czytadłach!:) Dziś nie lada gratka dla fanów kryminałów. Po raz pierwszy sięgnęłam po książkę autorstwa Katarzyny Puzyńskiej. „Motylek” to pierwszy tom cyklu Lipowo. Dzieje się tutaj bardzo dużo i pomimo dość obszernej historii ( 600 stron) kartki przewracają się wręcz same. To wszystko co dzieje się w powieści: ilość bohaterów przyprawiająca czasem o przysłowiowy zawrót głowy, gęsta i nieprzenikniona fabuła, nieprzewidywalny scenariusz zasługuje na ogromne uznanie. „Motylek” należy do tych książek, które czekały u mnie w kolejce do przeczytania. Dziś po lekturze zastanawiam się dlaczego tak długo zwlekałam?! ;)


Akcja powieści zaczyna się w mroźny zimowy poranek. Wówczas na skraju wsi zostaje znalezione ciało zakonnicy. Wszystko wskazuje na nieszczęśliwy wypadek, jednak ostatecznie okazuje się, że to morderstwo. Kilka dni później ginie kolejna osoba. Nikt początkowo nie łączy ze sobą tych dwóch spraw. Zaczyna się wyścig z czasem. Policja musi odnaleźć mordercę zanim zginą kolejne osoby. Kim tak naprawdę była zakonnica? Dlaczego ktoś pozbawił ją życia i kto stoi za morderstwami w na pozór spokojnej i sielskiej mieścinie?


„Motylka” przeczytałam błyskawicznie. To książka, którą się „pożera” i która wciąga czytelnika w 100 procentach. Bardzo duża liczba postaci powoduje, że czasami możemy stracić orientację, jednak fabuła jest tak poprowadzona, że za chwilkę odnajdujemy się w całej historii. Akcja jest bardzo dynamiczna, dzieje się dużo i szybko. Jak na prawdziwy kryminał przystało!:) Mieszkańcy Lipowa to postaci, które obdarzyłam bardzo dużą sympatią dlatego w przyszłości zamierzam sięgnąć po kolejne części cyklu. Doceniam autorkę za jeszcze jedną bardzo istotną kwestię. W całej tej kryminalnej zagadce potrafiła stworzyć także postać, która w wielu momentach mnie bawiła i śmieszyła pełniąc jednocześnie bardzo poważną funkcję :) To pokazuje, że kryminał może również być zabawny…;)


Z ogromną przyjemnością zapraszam Was do Lipowa, gdzie nic nie jest takie, jakie się wydaje…;)



Wasza Aleksandra


piątek, 28 sierpnia 2020

"Kołysanka z Auschwitz" Mario Escobar

 



Wstrząsająca, przejmująca i przerażająca...dla czytelników o mocnych nerwach. Taka jest „Kołysanka z Auschwitz”. Nic dziwnego skoro to literatura obozowa. Po takie książki staram się nie sięgać. Dlaczego? Ponieważ dotychczas zawiodły mnie książki opisujące życie w obozach zagłady. Jestem zdania, że takie historie są same w sobie już tak bardzo wstrząsające, że nie potrzebują literackiej fikcji. Ku mojemu ogromnemu smutkowi większość autorów dopisuje jeszcze fikcyjne wydarzenia, być może po to aby jeszcze bardziej „podkręcić” emocje...Mario Escobar opisał prawdziwą historię realnej kobiety i jej rodziny. Dlatego jego książka tak bardzo mnie zainteresowała.



Opowieść inspirowana jest prawdziwą historią Helene Hannemann – Niemki, żony Roma i matki pięciorga dzieci. W maju 1943 roku do domu jej rodziny wkracza policja. Mąż i dzieci Helene mają trafić do Auschwitz-Birkenau. Ona jako przedstawicielka czystej aryjskiej krwi jest wolna. Decyduje się jednak zostać ze swoją rodziną. Wszyscy trafiają do Auschwitz. W obozie Helene zostaje powierzone prowadzenie przedszkola. W takim miejscu wydaje się to niedorzeczne i niewykonalne. Od tego momentu Helene walczy o lepsze życie nie tylko dla swoich dzieci, ale również dla swoich podopiecznych.



Ta książka to historia odważnej kobiety, która pomimo dramatycznych okoliczności, braku podstawowych warunków sanitarnych, niewystarczającej ilości żywności stara się jak najbardziej ulepszyć, poprawić, podnieść jakość życia nie tylko już swoim dzieciom, ale wszystkim swoim podopiecznym. To heroiczna walka okupiona strachem, bólem i cierpieniem zarówno fizycznym jak i psychicznym. Na szczęście wokół Helene jest spora grupka osób, na które może liczyć. To daje nadzieję i napędza do działania nawet wówczas kiedy wydaje się, że nic już nie ma sensu i niczego nie zmieni.



Nie potrafię napisać już nic więcej o tej książce, bo to wszystko to tylko słowa. Małe i nic nie znaczące w obliczu historii, o której Wam tutaj wspominam. Jestem poruszona do głębi. Tę historię naprawdę warto poznać...



Wasza Aleksandra




piątek, 21 sierpnia 2020

"Była sobie rzeka" Diane Setterfield

 



Chcecie bajki? Oto bajka!” - dziś zacznę niestandardowo słowami Jana Brzechwy, bo po lekturze książki Diane Setterfield te słowa wydają mi się najbardziej odpowiednie.


„Była sobie rzeka” to jedna z tych książek, których lektury nie mogłam się wręcz doczekać. Pomimo bardzo skrajnych opinii ;)


Historia rozpoczyna się w starej gospodzie nad Tamizą. W samym środku zimy, nocą, pojawia się tam ciężko ranny nieznajomy. W ramionach trzyma martwą dziewczynkę. Godzinę później dziecko zaczyna oddychać. Jak to możliwe? Cud? Mieszkańcy mieściny starają się znaleźć odpowiedź na nurtujące ich pytania tym bardziej, że dziewczynka jest niema. Nie odpowiada na pytania, nie komunikuje się z ludźmi. Zachowuje się jak lalka...Pomimo tego trzy rodziny wyrażają chęć, by wziąć dziecko pod opiekę...Co wydarzy się dalej? Jak potoczą się losy dziewczynki, która ożyła? I czy możliwy jest powrót do życia, kiedy wszystkie objawy sugerowały śmierć?


„Była sobie rzeka” urzekła mnie swoją magią. Pomimo tego czytałam ją dość długo. Wymagała ode mnie skupienia i zastanowienia. To książka uniwersalna, wielowymiarowa, której realizm magiczny jest zachwycający. Czasami może się wydawać, że historia jest przegadana i za długa. W trakcie lektury dopadło mnie właśnie takie wrażenie kilkukrotnie. Po przeczytaniu całej historii wiem już, że nie zmieniłabym niczego. To książka, którą sobie dozowałam i która wyciągnęła ze mnie emocje, o które siebie nawet nie podejrzewałam.


Na moją uwagę zasługuje również piękny język i niestandardowe opisy przyrody. Diane Setterfield potrafi w taki sposób opisać na pozór zwykły kamień, że staje się on niezwykły. Z biegiem lat zaczęłam bardzo doceniać przepiękne opisy przyrody, które w przeszłości działały na mnie odstraszająco ;)


„Była sobie rzeka” to przesycona romantyzmem, pełna zagadek i tajemniczości opowieść, która wręcz zmusza czytelnika do refleksji. Klimatyczna, obezwładniająca, w której magia przeplata się z prawdziwymi wydarzeniami. Jeśli jeszcze się wahasz czy po nią sięgnąć, to może skusi Cię jej wydanie ;) Okładka to majstersztyk – tak pięknie wydanej powieści nigdy nie widziałam. I choć nie ocenia się książki po okładce tutaj można zrobić wyjątek ;)


Ściskam weekendowo życząc przyjemnej lektury!;)



Wasza Aleksandra



piątek, 14 sierpnia 2020

"Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery

 


Witajcie na Czytadłach! :)


Zastanawiałam się, którą książkę dzisiaj Wam zaproponować. Jestem w trakcie czytania intrygującej historii, o której na pewno dowiecie się niebawem, ale dziś...dziś powrót do dzieciństwa! :) Jest tutaj ktoś kto jeszcze nie zna Ani i jej szalonych przygód? ;)


Ania z Zielonego Wzgórza” to klasyka literatury dla dzieci i młodzieży i międzynarodowy bestseller, który ciągle zyskuje nowe rzesze wiernych czytelników.


Ania Shirley to dziewczynka, która zostaje przygarnięta z sierocińca przez Marylę i Mateusza Cuthbert. Już samo pojawienie się dziewczynki na Zielonym Wzgórzu zaczyna się od komedii pomyłek. Ania to osóbka o nieprzeciętnej inteligencji i wybujałej fantazji. Życie Maryli i Mateusza, a także wszystkich mieszkańców Avonlea nie będzie już nigdy takie jak dotychczas. Jedenastolatka wywróci ich życie do góry nogami. Czy w Avonlea odnajdzie przyjaźń i miłość? Kim jest Diana i Gilbert? Ta rudowłosa dziewczynka zawładnęła moim życiem w dzieciństwie. Do dziś uśmiecham się na wspomnienie jej przygód.


Historia o Ani z Zielonego Wzgórza to jedyna książka do której tak często wracałam w dzieciństwie i do której wracam również w życiu dorosłym. Nie straciła absolutnie nic ze swojej wyjątkowości, oryginalności i cały czas pozostawia mnie w niemym zachwycie. Dla mnie to książka magiczna. Zawsze kojarzy mi się z dzieciństwem i beztroskimi chwilami :)


I jeszcze jedna bardzo ważna informacja. Jeśli tak bardzo pokochacie Anię i jej przygody to już biegnę z informacją, że to nie musi być koniec! Lucy Maud Montgomery napisała całą serię o małej bohaterce, która w kolejnych latach dorasta i staje się młodą kobietą.


Na podstawie książki powstała również ekranizacja, a dalsze losy dorosłej już Ani filmowcy przenieśli na ekran w postaci serialu. Z ogromną przyjemnością zachęcam Was do sięgnięcia po ciepłą, poruszającą historię dziewczynki, która bawi i śmieszy do łez.



Wasza Aleksandra




piątek, 7 sierpnia 2020

"Dziewczyna kłamcy" Catherine Ryan Howard


Witajcie w kolejny piątek :) Tradycyjnie na moim blogu pojawia się wpis. Dziś chcę przybliżyć Wam historię, którą przeczytałam, niespodziewanie dla mnie samej, szybko. Dlaczego niespodziewanie? Bo ta książka nie była na mojej liście do przeczytania. Ba! Nawet nie wiedziałam o jej istnieniu.


Odwiedziłam sklep z owadem i tam znalazłam tę książkę. Oczywiście zakupy miały być tylko spożywcze, ale tym razem przegrałam z własną silną wolą i do koszyka powędrowała „Dziewczyna kłamcy”. Bardzo nie lubię wydań kieszonkowych, jednak opis na okładce na tyle mnie zainteresował, że skusiłam się ;) I bach! Nie było mnie dla świata dwa wieczory.


„Dziewczyna kłamcy” to thriller psychologiczny. Opowiada losy uroczego studenta Willa i jego dziewczyny Alison. Will sprawia świetne wrażenie do momentu aż okazuje się, że jest seryjnym mordercą. Udusił pięć osób i utopił w mętnych wodach Grand Canal. Pikanterii dodaje fakt, że ostatnią z jego ofiar jest najlepsza przyjaciółka Alison. W wieku dziewiętnastu lat Will zostaje skazany na dożywocie i pozostaje w odosobnieniu w klinice psychiatrycznej. Po dziesięciu latach w wodach Grand Canal zostaje odnalezione ciało kolejnej młodej kobiety. Detektywi sądzą, że to wierna kopia działań Willa. Myślą, że będzie w stanie on im pomóc jednak Will chce rozmawiać tylko z Alison. Tylko jej wyjawi prawdę...Więcej Wam nie napiszę, ale książka jest napisana fenomenalnie! Trzyma w napięciu do ostatnich stron. Zakończenie jest bardzo dobre. Czytałam już wiele thrillerów psychologicznych, ale tutaj nie domyśliłam się tego jak autorka zakończy powieść. Język jest prosty i nieprzekombinowany dzięki czemu książkę czyta się bardzo szybko.


Podsumowując warto sięgnąć po tę lekturę. To lekka i przyjemna książka. Pozycja na dwa, góra trzy wieczory, wciągająca i z ...tajemnicą ;) I jeszcze jedno. Lepiej wygospodarujcie więcej czasu, bo książkę trudno odłożyć ;) Miłej lektury!:)



Wasza Aleksandra