Licznik odwiedzin

piątek, 31 lipca 2020

"Norwegian Wood" Haruki Murakami





Norwegian Wood” zaskakuje. To pierwsze co przychodzi mi na myśl po przeczytaniu książki Haruki Murakamiego. To niebanalna historia miłosna. Z jednej strony intymna i niewinna, z drugiej strony erotyczna. Zaskoczyło mnie tutaj wszystko: fabuła, postaci, piękny język i historia, która jest nieoczywista. To najlepsze określenie, które znajduję na opisanie tej powieści.


Historia dzieje się pod koniec lat sześćdziesiątych w Tokio. Toru Watanabe spotyka piękną Naoko, którą jest zafascynowany. Z wzajemnością. Dziewczyna ma naturę depresyjną co już na początku historii nie wróży dobrze. Wkrótce w życiu Watanabe pojawia się Midori – zwolenniczka swobody seksualnej i niezależności. Obie kobiety są dla Toru bardzo ważne i obie odegrają ogromną rolę w jego życiu.


„Norwegian Wood” to opowieść która wręcz tętni Japonią. Koniec lat sześćdziesiątych w Tokio, jazz, wolna miłość, dzieci kwiaty, to wszystko sprawia, że atmosfera w powieści jest wyjątkowa i niepowtarzalna. To historia o przemijaniu, utracie bliskiej osoby, depresji i samobójstwie. Murakami stworzył dojrzałą historię, w której uczucia i emocje momentami mogą nas przytłoczyć. Miałam chwile, kiedy musiałam odłożyć książkę i odetchnąć kilka razy zanim zaczęłam czytać ponownie. Ta książka to ogromny ładunek emocjonalny. Uwielbiam takie pozycje!


Ogromnym plusem historii napisanej przez Murakamiego jest jej język. Subtelny, wyważony, przemyślany, zachwycający swoim pięknem i prostotą przekazu. Doceniam kunszt autora, który o trudnych sytuacjach życiowych potrafi pisać tak pięknie.


Główny bohater powieści, Toru Watanabe, od samego początku zdobył moją sympatię. Wiele cech, które posiada przydałyby się współczesnym mężczyznom ;) Jeśli jeszcze nie znasz historii Toru zachęcam Cię do sięgnięcia po „Norwegian Wood”. To idealna lektura do zrelaksowania się podczas wakacyjnego wyjazdu :) Opowieść ta na długo pozostanie w Twojej pamięci...


Wasza Aleksandra



niedziela, 26 lipca 2020

"Wierzyliśmy jak nikt" Rebecca Makkai






Wierzyliśmy jak nikt” to książka, która szturmem wskoczyła na polski rynek wydawniczy. Było o niej głośno. Czasami miałam wrażenie, że aż za głośno. Postanowiłam sama się przekonać czy zasłużyła na tak huczne przyjęcie.



Przeczytałam ją kilka dni temu. Zazwyczaj piszę recenzję zaraz po lekturze, na świeżo, kiedy emocje, które wywoła dana książka są na przysłowiowe wyciągnięcie ręki. Tym razem musiałam ochłonąć, przemyśleć i zastanowić się jak najlepiej ubrać w słowa to co się wydarzyło na kartach tej historii i we mnie…



Historia opowiedziana przez Rebeccę Makkai zaczyna się w 1985 roku. Wówczas poznajemy młodego dyrektora rozwoju chicagowskiej galerii sztuki. Yale Tishman zamierza wprowadzić na wystawę zbiór nadzwyczaj udanych obrazów z lat dwudziestych. Jego kariera jest w pełnym rozkwicie akurat wtedy, kiedy AIDS zaczyna zbierać okrutne żniwo. Przyjaciele Yale’a umierają i wkrótce zostaje on zupełnie sam…



Autorka w swojej książce przenosi nas również w czasy współczesne (rok 2015).
Fiona, przyjaciółka Yale’a próbuje wówczas odnaleźć w Paryżu swoją zaginioną córkę. Zatrzymuje się u dawnego przyjaciela, znanego fotografa, który przed laty uwiecznił chicagowską epidemię. Na przestrzeni lat poznajemy losy Yale’a i Fiony. To zamierzony efekt, który ostatecznie zamyka historię swoistą klamrą i pozwala nam zrozumieć wszystkie wydarzenia.



„Wierzyliśmy jak nikt” to książka wymagająca, trudna, poruszająca temat, który dla wielu jeszcze bywa tematem tabu. Bardzo chciałabym wierzyć, że jest to książka dla każdego. Jednak wiem, że nie wszyscy będą chcieli po nią sięgnąć i to mnie martwi. Uważam, że autorka w genialny sposób pokazuje relacje między ludźmi, przyjaźń i odkupienie w obliczu tragedii. To lektura trudna, ale bardzo potrzebna. Otwierająca głowę i umysł. Uwrażliwiająca na drugiego człowieka bez względu na jego orientację seksualną czy wyznawane wartości. To w końcu książka, która trzyma za serce, gardło i duszę do ostatniego słowa…Bez zbędnych słów i patosu – polecam!




Wasza Aleksandra



piątek, 17 lipca 2020

"Oskar i Pani Róża" Eric-Emmanuel Schmitt




Oskar i Pani Róża” to książka do której po latach postanowiłam wrócić. W przeszłości mnie zachwyciła i muszę stwierdzić, że nic się nie zmieniło. Ta historia nadal mnie oczarowuje i ponownie sprawia, ze na świat patrzę zupełnie inaczej…



Dziesięcioletni Oskar prawie całe życie spędza w szpitalu. Choruje na białaczkę. W ostatnich chwilach towarzyszy mu Pani Róża – wolontariuszka ze szpitala. Jej rady pokazują chłopcu jak można się cieszyć każdym dniem.



„Oskar i Pani Róża” to książka uniwersalna. Jej ponadczasowość będzie trwała wiecznie. Tego jestem absolutnie pewna. To książka, którą często porównuje się do „Małego Księcia”(którego uwielbiam) jednak moim zdaniem jest to nieszczęśliwe i nieodpowiednie porównanie.



Eric -Emmanuel Schmitt stworzył historię, w której podkreśla upływ czasu. To, że wszystko ma swój początek, środek i koniec. Począwszy od przyrody, roślin, zwierząt, a na człowieku kończąc. Życie to cykl przez który chcemy czy nie, przejdzie każdy z nas.
Dla jednych cykl będzie trwał krócej, dla innych dłużej. Nigdy nie wiemy gdzie „grzejemy” ławę;)



Autor decyduje się całą historię oprzeć na Bogu i wierze. I uwaga. Zazwyczaj takie książki nie trafiają do mojego serca. Często są przegadane, za bardzo napastliwe, po prostu nie dla mnie. Jeśli myślisz podobnie jak ja, proszę Cię bardzo, przeczytaj tę książkę. Jestem pewna, że już po kilku zdaniach przepadniesz i świat dla Ciebie przestanie istnieć.



Czego uczy nas ta historia? Na pewno pokory, szacunku, wiary i nadziei, której czasami tak bardzo brakuje w końcu każdemu z nas. To historia dzięki której zaglądamy w kierunku naszego serca, stajemy się bardziej wrażliwi i uważni na siebie i drugiego człowieka. Najprościej rzecz ujmując po tej lekturze chcę być lepszym człowiekiem. Czujesz podobnie? :-)




Wasza Aleksandra

piątek, 10 lipca 2020

"Obserwatorka" Alicja Sinicka




Czy kiedykolwiek w swoim życiu byliście obserwowani? Czuliście na sobie wzrok, ale nie mogliście zidentyfikować osoby, która się Wam przypatruje? I czy na pewno Wasza intuicja, która podszeptywała Wam, że ktoś się Wam przygląda nie robiła Was w przysłowiowe jajo? Jeśli odpowiedzieliście twierdząco na któreś z powyższych pytań, to właśnie dla Was jest najnowsza książka Alicji Sinickiej.



Historia zaczyna się całkiem niewinnie. Arkadiusz Milski to chłopak z dobrego domu. Inteligentny lekarz, który w przeszłości był najlepszym przyjacielem Izy – dziewczyny z patologicznej rodziny. To właśnie ona jest narratorką historii. Drogi Arka i Izy ponownie krzyżują się w dość dramatycznych okolicznościach. Pobita dziewczyna trafia na oddział ratunkowy w szpitalu, gdzie z trudem rozpoznaje ją przyjaciel z dzieciństwa. Ich relacja nabiera tempa i rumieńców, do dnia w którym Iza zaczyna otrzymywać dziwne wiadomości, a pod drzwiami znajduje białe róże. Identyczne kwiaty otrzymała była partnerka Arka tuż przed tym zanim straciła życie w nieszczęśliwym wypadku. Czy rzeczywiście był to nieszczęśliwy wypadek? Kto i dlaczego obserwuje Izę?



Obserwatorka” to doskonały thriller psychologiczny, który do tego stopnia mnie zaangażował, że przestałam odczuwać potrzeby fizjologiczne. Zepchnęłam je na dalszy plan, bo historia Arkadiusza i Izy tak mną zawładnęła. Był moment, w którym byłam już pewna zakończenia. Pewna jak rzadko kiedy, a tu figa z makiem! Alicja Sinicka bawi się z czytelnikiem pokazując w genialny sposób, że to co wydaje się pewne wcale takie nie jest.



Historia jest pełna tajemnic i sekretów, intrygująca fabuła wciąga, a finał zaskakuje! Postaci są wyraziste i bardzo charakterne.



Autorka w „Obserwatorce” porusza temat stalkingu, z którym coraz częściej przychodzi nam mierzyć się w realnym życiu. To bardzo potrzebna i ważna lektura. Sama autorka bardzo często porusza w swoich książkach wstydliwe tajemnice i ludzkie obsesje, które kryją się za zamkniętymi drzwiami naszych domów.



Nadal się wahasz czy sięgnąć po „Obserwatorkę?” Niepotrzebnie! Zanim zaczniesz czytać przygotuj sobie jednak nieograniczony dostęp do żywności i napojów, zadbaj o święty spokój i daj się „porwać”. I jeszcze jedno! Koniecznie zasłoń okna! Nie wiadomo, kto czai się po drugiej stronie! ;)



Wasza Aleksandra


piątek, 3 lipca 2020

"Wyrwa" Wojciech Chmielarz




Dzisiaj opowieść, której autor dosłownie wyrwał mnie z kapci. Staram się unikać takich porównań, ale w tym przypadku nie znalazłam lepszego. Spodziewałam się dobrej historii. O tej powieści przeczytałam sporo opinii. Na każdym rogu i w internetowych czytelniczych społecznościach spotykałam tę charakterystyczną okładkę. To fantastyczna proza, której należy się owacja. Na stojąco! ;) 



Kiedy główny bohater dowiaduje się, że jego żona ginie w wypadku samochodowym, jego cały świat wali się w gruzy. Pozostaje sam z córeczkami, którym bardzo trudno jest wyjaśnić całą sytuację. Do wypadku dochodzi pod Mrągowem. Dlaczego? Skoro Janina wyjechała na delegację w okolicy Krakowa? Przynajmniej tak twierdziła...Główny bohater postanawia rozwikłać tajemniczą zagadkę śmierci swojej żony. Pytań mnoży się coraz więcej, a mężczyzna przekonuje się, że być może wcale nie znał kobiety, z którą spędził dwanaście lat życia…


Wojciech Chmielarz stworzył historię od której nie sposób się oderwać. Dynamiczna akcja, wielowymiarowe postaci, niespodziewane zwroty akcji powodują, że strony przewracają się same. Zostajemy wciągnięci tak bardzo w bieg wydarzeń, że wszelkie obowiązki schodzą na dalszy plan. Tak było ze mną dlatego warto sięgnąć po tę książkę, kiedy całkowicie możemy poświęcić się lekturze. To proza z wysokiej półki. Thriller psychologiczny, który wywołuje w nas całą paletę emocji. Od wzruszenia przez złość, wściekłość, zaskoczenie, radość, a czasem nawet uśmiech. Dlaczego tylko czasami? Bo to nie jest lekka książka. To swoista wiwisekcja relacji małżeńskiej. Chmielarz rozkłada małżeństwo na czynniki pierwsze i pokazuje, że tak naprawdę nigdy do końca nie znamy drugiego człowieka. Nawet jeżeli żyjemy z nim pod jednym dachem i wydaje się, że nic nie jest w stanie nas zaskoczyć. Przemyślenia głównego bohatera, jego wewnętrzna walka, myśli, które mu towarzyszą to rewelacyjne studium przypadku.


Wojciech Chmielarz napisał powieść obok której nikt nie przejdzie obojętnie. Być może nie wszystkim przypadnie do gustu. Być może część czytelników się nie zachwyci, a druga część będzie oczarowana. Bezsprzecznie jednak „Wyrwa” nie pozostawi żadnego czytelnika obojętnym. Dlaczego jestem tego taka pewna? Bo autor w tej prawie 400 stronicowej powieści pisze o rzeczach dla każdego z nas bardzo ważnych. O rodzinie i relacjach z trochę innej perspektywy. Z „Wyrwą” nie będziecie się nudzić. Emocjonalna karuzela gwarantowana:)



Wasza Aleksandra