Dobry wieczór :-) Pamiętacie „Małe kobietki”? Dziś kontynuacja. Tak mi się spodobała pierwsza część, że postanowiłam przeczytać kolejną. Nie przesadzę, jeśli powiem, że jestem zakochana w tej historii, języku, atmosferze, którą w rewelacyjny sposób kształtuje na kartach książki autorka. Moim skromnym zdaniem „Dobre żony” są jeszcze ciekawsze od „Małych kobietek” :)
W „Dobrych żonach” poznajemy dalsze losy małych kobietek – Meg, Jo, Beth i Amy. Siostry dorastają, zmieniają się, przeżywają pierwsze miłości, rozczarowania, a nawet tragedie. To co pozostaje niezmienne to fakt, że zawsze mogą na sobie polegać. W każdej sytuacji.
Louisa May Alcott stworzyła kontynuację historii, w której jeszcze lepiej poznajemy główne bohaterki, ich charaktery, pozytywne i negatywne cechy. W „Dobrych żonach” nie wszystko kończy się pozytywnie i dlatego ta część jest bardziej życiowa i bliższa mojemu sercu. Dziewczęta nie są już takie infantylne jak w „Małych kobietkach”.
Ponownie jestem zachwycona językiem. Czytając miałam wrażenie, że przenoszę się w zupełnie inny świat, pełen wrażliwości językowej, której autorce nie brakuje. Dodatkowo cały czas jestem pod ogromnym wrażeniem szaty graficznej. Wydawnictwo MG zadbało o okładkę na najwyższym poziomie. Ma klasę, styl i szyk, a do tego jest w twardym wydaniu dzięki czemu książki przez lata zachowają swój pierwotny wygląd! :-) Ostrzę już swoje zęby na kolejne książki o siostrach March. W planach „Mali mężczyźni” i „Chłopcy Jo”. Na pewno w przyszłości pojawią się na Czytadłach. Tymczasem zapraszam Was do świata oryginalnych panienek March. To klasyka, którą warto poznać. Tym bardziej, że panujące wówczas realia były dalekie od współczesności ;) Zaczytanego weekendu :-)
Wasza Aleksandra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz